środa, 26 listopada 2014

Pierwszy Joy Box.

Cześć!
Właśnie kilka godzin temu dotarł do mnie mój pierwszy Joy Box. Chciałabym podzielić się z Wami moimi pierwszymi wrażeniami po otwarciu pudełka. :)


Znacie miesięcznik dla kobiet "Joy"? Jeśli tak to pewnie słyszeliście, że wystartowali na rynku z nowym pudełeczkiem pełnym kosmetyków. Na Polskim rynku mamy już kilka rodzajów tego typu produktów, ale muszę się Wam przyznać, że już od dobrego roku się nimi zbytnio nie interesowałam. Pierwszy Joy box przyciągnął mnie nieco innymi zasadami zakupu, od tych , które już znam z innych tego typu pudełeczek. W cenie 49 złotych otrzymujemy 9 produktów, które nie są dla nas niespodzianką. 
Zamawiając pudełko znajduje się już w nim 6 produktów, my dobieramy sobie kolejne 3 z dostępnych 3 kategorii. Wiemy za co płacimy i co dostaniemy. Ja co prawda lubię niespodzianki, ale jeśli interesujecie się tego typu pudełeczkami, to wiece co działo się, kiedy zainteresowane osoby je  dostawały. Coś się komuś nie podobało, coś było nie takie jak powinno itp. Tutaj wiemy co kupujemy, a więc unikamy rozczarowań. 
Na początek zobaczcie co znajdowało się w pudełeczku od samego początku.
Mamy pastę do zębów Signal , która podobno wybiela zęby zaraz po jej użyciu. Do tego peeling enzymatyczny z Bieledny i żel pod prysznic o zapachu kokosowym. Kolejny produkt to balsam do ust marki, które właśnie wchodzi na nasz rynek Vaseline i krem-serum do rąk z Eveline. Szósty kosmetyk to lip tint Bell.
A teraz produkty, które wybrałam sama.
Pierwszy z nich to świeczka Yankee Candle i kieliszek. Kiedy ją zamawiałam na stronce pokazana była świeczka o zapachu świątecznym, ja otrzymałam zapach jaśminowy. Trochę szkoda, ale cieszę się, że w końcu wypróbuje te słynne świeczki. Wybrałam też cień mineralny Annabelle Minerals. Kolor, który otrzymałam to jasny, dzienny beż. Trzeci produkt to baza pod podkład ze Smashboxa.

I tak to wszystko wygląda. Moje pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Choć wiedziałam co dostanę pudełeczko sprawiło mi wielką radość i już chce wypróbować to wszystko co się w nim znalazło. Samo pudełko jest dość duże i masywne, także na pewno do czegoś je wykorzystam.
Plusem Joy Boxa jest fakt, że nie musimy go subskrybować. Kupujemy go wtedy kiedy chcemy. Czytałam, że nie w każdym miesiącu będzie można zobaczyć zawartość pudełeczka, czy też dobrać sobie samodzielnie kosmetyki. Zobaczymy jak to będzie. Więcej informacji znajdziecie tutaj: klik.

Skusiłyście się na grudniowy Joy Box? A może kupicie następne pudełeczko? Dajcie znać. :)

niedziela, 2 listopada 2014

Ulubieńcy października 2014.

Cześć! ;)
Wraz początkiem nowego miesiąca, zapraszam do poczytania o moich ulubionych kosmetykach miesiąca, który właśnie minął.


Flos Lek, żel ze świetlikiem i babką lancetowatą na powieki i pod oczy-  kosztuje około 6 złotych i jest świetnym "rozbudzaczem". Uwielbiam nakładać go rano zaraz po przebudzeniu. Chłodzi, napina i sprawia, że szybko zapominamy o spaniu. Na pewno sprawdzi się u osób, które dużo pracują przed komputerem, muszą wcześnie wstawać lub mają zmęczone oczy. Żel nie ma rewelacyjnego działania pielęgnującego, ale lubię go właśnie za to, że rozbudza moje spojrzenie każdego dnia.

Wibo, Glamour Satin- oto lakier z nowej kolekcji Wibo, o którym pisałam tutaj: klik. Zobaczcie jak wygląda na moich paznokciach.


Inglot, Cień do powiek- mój makijaż oczu w tym miesiącu był bardzo, bardzo minimalistyczny. Używałam jasny cień, dla rozjaśnienia spojrzenia i tusz do rzęs. Cień, o którym pisze to produkt z Inglota w kolorze: Pearl. Nakłada się go z łatwością, pięknie odbija światło, może być używano zarówno samodzielnie jak i z innymi cieniami. Kupiłam go w promocji za mniej niż 10 złotych.

 
Maybelline, Colossal Volum Exspress- tak jak już wspomniałam wcześniej mój makijaż oczu w tym miesiącu sprowadzał się tylko do użycia jasnego cienie i tuszu. Oto mój ulubiony tusz października. Już dawno nie używałam masakry z tradycyjną szczoteczką, ale skuszona promocją, zdecydowałam się na zakup tego produktu. Tusz w promocji kosztuje około 20 złotych, a bez niej jakieś 30 złotych. Ładnie wydłuża, pogrubia i przyciemnia rzęsy. Nie kruszy się i nie odbija na skórze.

Schwarzkopf, Got2b, Beach Girl, spray z solą morską- oto specyfik, które odkryłam w połowie miesiąca, dzięki mojej przyjaciółce Oli. Kosztuje około 15 złotych w promocji i jakieś 20 bez niej. Jego zadaniem jest stworzenia na włosach efektu plażowej fryzury- delikatny fal. A wszystko to bez użycia wałków, lokówek, czy innych tego typu przyrządów. Wystarczy spryskać włosy sprayem i je zakręcić. Ja zawsze aplikuje ten produkt wieczorem, następnie zwijam swoje włosy w dwa koczki ślimaczki i idę spać. Rano rozpuszczam włosy i mam piękne fale, których praktycznie nie trzeba już specjalnie układać, czy stylizować. Proste, prawda? Moje włosy nie są podatne na kręcenie. Ponadto są długie, grube i jest ich dość dużo, ale ten produkt daje rade je zakręcić i to na długo. Jego minusem jest fakt, że wysusza włosy, dlatego nie polecam go używać każdego dnia. Raz na jakiś czas na pewno nie zaszkodzi naszym włosom, a po jego użyciu warto nałożyć na włosy dobrą maskę lub odżywkę.  Zobaczcie co wyczarował na moich włosach.

Na zakończenie dzisiejszego wpisu, przesyłam Wam gorące buziaki i czekam na Wasze komentarze!!! :* :*