poniedziałek, 30 września 2013

Ulubieńcy września 2013

Serwus!
Kończy się wrzesień, a co za tym idzie również moje wakacje. Czas wracać na uczelnie, a do tego każdy dzień przybliża nas do niezbyt przyjemnej pogody. Jest w  tym wszystkim jednak małe pocieszenie, bo skoro kończy się miesiąc to czas, abym pokazała Wam kosmetyki, które bardzo polubiłam właśnie we wrześniu.


Olay, Skin Adapt, tonik oczyszczający do cery tłustej i mieszanej - to produkt, który jeszcze kilka miesięcy temu nie przypadł mi do gustu, a w tej chwili jestem z niego zadowolona. Kupiłam go w promocji za około 11 złotych, jego regularna cena wynosi około 20 złotych. Szukajcie promocji, bo jak dla mnie 20 złotych za tonik to jednak trochę za dużo. Produkt ładnie odświeża i delikatnie matuje buzie. Zmywa zanieczyszczenia i resztki makijażu. Nie podrażani i nie wysusza skóry. Jest też wydajny mimo, że czasem lubię użyć jego zbyt dużej ilości.

Lirene, peeling gruboziarnisty, wyciąg z czarnej borówki-  peeling kupiłam jakiś czas temu w Biedronce za około 10 złotych. Jego regularna cena wynosi około 15-16 złotych. Osobiście lubie bardzo mocne peelingi, a ten nazwałabym raczej średnim. W ogóle mi to jednak nie przeszkadza, gdyż jego konsystencja jest tak kremowa, że jego używanie to sama przyjemność. Do tego bardzo ładny i świeży zapach sprawia, że chętnie go stosuje. Produkt  ładnie złuszcza martwy naskórek i oczyszcza buzię. Dodatkowo delikatnie ją matuje.

Oriflame, Essentials, Eye Contour Gel, żel pod oczy- od tego produkty nie wymagałam zbyt wiele, bo kosztował mnie jedynie 5 złotych. Mimo niskiej ceny, pozytywnie mnie zaskoczył. Ładnie nawilża mi okolice oczu, nie budzę się z opuchnięciami i moja zmarszczki mimiczne są wygładzone. To nie jest produkt, który zdziała cuda, ale w tej cenie zapewni nam dobrą codzienną pielęgnację. Polecam go dla młodych dziewczyn.

Gliss Kur, Color Protect, Odżywka - odkąd rozjaśniłam swoje końcówki włosów, staram się używać produktów, które zadbają o kolor. Oto kolejna odżywka, która się u mnie sprawdziła, a w promocji kupiłam ją za mniej  niż 10 złotych. Bez promocji kosztuje około 12-13 złotych. Odżywka ułatwia rozczesywanie, dodaje blasku i co najważniejsze chroni kolor. Moje ombre zrobiłam już ponad 4 miesiąc temu i wciąż wygląda ładnie.

BingoSpa, szampon bez SLES/SLS z kolagenem- oto kolejny produkt, z którym jeszcze kilka miesięcy temu nie bardzo się polubiłam. Moje włosy bo jego użyciu były jakieś takie nijakie i szybko się przetłuszczały. Obecnie jestem z niego bardzo zadowolona. Wiele z nas szuka szamponów, które nie zawierają w składzie nieprzyjaznych składników. Tutaj producent obiecuje , że szampon nie zawiera SLES i SLS. Szampon na przyjemny brzoskwiniowy zapach i świetnie się pieni. Dobrze zmywa brud, tłuszcz, czy też nałożony na nasze włosy olej. Po jego użyciu włosy pięknie błyszczą. Szampon ma dość rzadką konsystencją, która po nałożeniu na włosy staje się jakby miękka. Tak wiem, że nie można określić konsystencji mianem "miękkiej", ale takie właśnie mam uczucie, kiedy myję nim włosy.  Szampon ma dwa minusy. Pierwszy to opakowanie, z którego wydobywa się zbyt dużo produktu. Drugi to cena, bo za 100 ml zapłacimy 9 złotych. Mimo to, będę do niego wracać. Wybaczcie, że na zdjęciu niżej etykieta nie wygląda zbyt estetycznie, ale jest to efekt zabrudzenia jej szamponem.


Sally Hansen, Maximum Growth- odżywka kosztuje około 25 - 30 złotych. Jest bardzo wydajna i skuteczna. Na początku września mocno skróciłam swoje paznokcie. Dzięki tej odżywce szybko mi odrosły i są jeszcze grubsze. Odżywka sprawdza się też jako baza pod lakier kolorowy.

Miss Selene, lakier do paznokci- w tym miesiącu miałam wielką ochotę na połączenie bieli i złota na swoich paznokciach. Ponieważ biały lakier, który miałam byś dość stary, postanowiłam kupić coś nowego i małego. Zdecydowałam się na lakier Miss Selene, który kupiłam za 2 złote i 99 gorszy. Kiedyś bardzo nie lubiłam tych lakierów, bo szybko odpryskiwały, obecnie sprawdzają się u mnie bardzo dobrze. Mój kolor to numer 104, czyli po prostu dobrze kryjąca biel.

Sephora, shimmering bronzing powder, rozświetlający puder brązujący-  świetni produkt, który kosztuje dość sporo po koło 60 złotych. Cenę tą rekompensuje jednak solidne opakowanie, lusterko i bardzo dobry jakościowo produkt. Występuję w trzech warianach kolorystycznych. Mój jest najciemniejszy i jest to numer 3-deep. Używałam go jednak też na bardzo bladych dziewczynach i również się sprawdzał, ponieważ jego intensywność można dozować. Łączy w sobie właściwości bronzera, rozświetlacza i odrobiny różu. Ma kolor brudnego brązu, dlatego świetnie nadaje się do konturowania twarzy. Do tego zawiera maleńkie drobinki złota, które tworze subtelną poświatę. Daje naprawdę piękny i długotrwały efekt.


I oto moje ulubione kosmetyki września 2013 roku! Czekam na Wasze komentarze, bo jestem ciekawa co sądzicie o tych produktach.

Wszystkim studentom, którzy tak jak wracają na uczelnię, życzę powodzenia w Nowym Roku Akademickim. Wszystkim tym, których w tym roku czeka egzamin, czy to licencjacki, czy inżynierski czy też magisterski życzę dużo weny do pisania prac. Mnie w tym roku również czeka obrona magisterki.
A  do wszystkich moich czytelników, kieruje podziękowania, za to, że jesteście, że z każdym dniem jest Was coraz więcej, że komentujecie moje wpisy i piszecie do mnie wiadomości. Dziękuję! ;*

piątek, 27 września 2013

Essence, Floral Grunge, hair dye powder, czyli puder koloryzujący do włosów.

Siemanko!
Kiedy wczoraj w drogerii "Natura" w moim mieście, zobaczyłam nowa limitowaną edycję kosmetyków marki Essence, nie mogłam przejść obok nich obojętnie. Do mojego koszyka wpadł zestaw mini błyszczyków, lakier do paznokci i coś z czym nigdy wcześniej się nie spotkałam, czyli..... puder koloryzujący do włosów. 

Puder kosztuje  13 złotych i płacimy za 4,6 g produktu. Zamknięty jest w kartonowym i bardzo uroczym opakowaniu.Występuje w jednym odcieniu dość ostrego, neonowego różu, wpadającego w pomarańcz i jes to numer 01 rock in style.

Puder ma za zadanie w szybki sposób, ale też na krótko zmienić kolor naszych włosów, a raczej pojedynczych pasemek, bo nie wyobrażam sobie użyć go na całą głowę. Chociaż....? Aplikacja jest bardzo łatwa. Wystarczy przetrzeć pudrem wybrane pasmo włosów, aby zmieniło swój kolor. Trzeba jednak uważać, gdyż puder może  się obsypywać. Na szczęście łatwo go strzepać i nasze ubranie nie zostaje zafarbowane. Z włosów zniknie po porządnym ich wyszczotkowaniu lub po prostu po umyciu. Obawiałam się, że na moich ciemnych włosach efekt będzie mizerny, ale bardzo się pomyliłam. Zarówno moje rozjaśnione końce jak i reszta ciemnych włosów, stały się czerwono-różowe. Zobaczcie sami.

Na początku, postanowiłam wypróbować puder na grzywce. ;)

Potem zaaplikowałam go na moje rozjaśnione końce włosów.

Na koniec zamarzyło mi się czerwone pasemko na całej długości włosów.
Tak prezentowała się moja grzywka po 7 godzinach od nałożenia pudru .
A tak wyglądają włosy mojej mamy po użyciu pudru koloryzującego.

Co sadze o tym produkcie? To bardzo ciekawych gadżet, dzięki któremu możemy szybko, łatwo i bez większych konsekwencji zmienić oblicze swoich włosów. Na pewno spodoba się on młodym dziewczynom, które chciałyby poeksperymentować nieco z kolorem włosów np. na okoliczność szkolnej dyskoteki czy spotkania ze znajomymi. Jednak nie tylko młodziutkie dziewczyny mogą w ten sposób zmieniać swoje włosy na większe wyjścia.
Kolor zdecydowanie najdłużej utrzymywał się mojej grzywce, niestety dziś praktycznie nie ma po nim śladu, choć na słońcu widać różowawe refleksy.  Z włosów pod długości zaczął znikać po około 4 godzinach. Dziś również nie ma już po nim śladu.
Warto też dodać, że po przeciągnięciu nim, włosy stają się lekko uniesione i zyskują na objętości.
Jak widać sprawdza się zarówno na ciemnych jak i jaśniejszych włosach. Jestem ciekawa jak prezentował by się u blondynek czy czarnowłosych. Jeśli jednak macie mocno suche włosy, puder to dodatkowo podkreśli.
To jak będzie wyglądał na naszych włosach, zależy tylko od naszej fantazji, więc jeśli lubicie eksperymentować z włosami, to jest to produkt dla Was

A co Wy o nim sądzicie?

czwartek, 26 września 2013

Dominika i jej sesja zdjęciowa dla kogoś wyjątkowego.

Cześć!
Pewnie większość z Was widzi teraz  za oknem deszcz, poruszające się na wietrze liście i pochmurne niebo. Mam dokładnie taki sam widok i już tęsknie za latem. Żeby trochę poprawić sobie humor, postanowiłam znaleźć na komputerze zdjęcia, które dość długo czekały na to, aby zagościć na moim blogu. Zostały wykonane wiosną i mam nadzieję, że dzięki nim i pięknej modelce choć na chwile zapomnimy o ponurej aurze.


Dominika to dziewczyną, którą znam od najmłodszych lat. Zawsze jestem gotowa pomóc jej w różnych sprawach, a już szczególnie tych, które związane są z makijażem. Dominika postanowiła nieco zmienić wygląd i zrobić zdjęcia, aby móc podarować je pewnej osobie. Pokażę Wam co wyszło z naszej wspólnej pracy. ;)

Najpierw zajęłyśmy się włosami, które miały sprawiać wrażenie rozwianych wiatrem, niedbale ułożonych, ale też gęstych. W ruch poszły moje dłonie, grzebień i odrobina lakieru do włosów. Niedbały look gotowy był w kilka chwil.

Makijaż jest dość prosty, ale też mocny jak na Dominikę, która na co dzień rzadko się maluje. Podstawą jest oczywiście podkład i puder. Postanowiłam mocniej podkreślić brwi Domniki, aby wyglądały zadziorniej. Na początku moja modelka nie bardzo mogła się do nich przekonać, ale kiedy zobaczyła cały makijaż uznała, że wszystko razem wygląda fajnie i z pazurem. Na powiekach gości beżowy cień i brązowa, lekko wyciągnięta kreska. Do tego oczywiście tusz do rzęs. Kości policzkowej wymodelowałam bronzerem, a pięknie duże usta podkreśliłam czerwoną szminką z odrobiną przezroczystego błyszczyka.

 W końcu przyszedł czas na zdjęcia. Uznałyśmy, że wiosna budząca się w moim ogródku będzie ich idealnym tłem. Dominika zadbała o piękne pozy, a ja zaczęłam bawić się w fotografa i jestem bardzo zadowolona w efektów naszej pracy.

Domciu, uwielbiam Cię w takiej wersji! Dzięki, że zechciałaś gościć na moim blogu i mam nadzieję, że nie był to ostatni raz! Buziaki! ;*

Jak się Wam podoba czerwono usta Dominika?

niedziela, 22 września 2013

Ulubione kosmetyki mojej babci: wrotycz na problemy skórne

Siemanko! ;)
Bardzo spodobała Wam seria "Ulubione kosmetyki mojej babci", która pojawiła się jakiś temu na moim blogu. W pierwszej jej odsłonie zaprezentowałam opinię mojej babci i mamy, a także moją na temat kosmetyków marki Mixa. Jeśli jeszcze jej nie widzieliście, zapraszam tutaj: klik. Dzisiaj zaprezentuje Wam coś, co zrewolucjonizowało pielęgnacje skóry mojej babci, która jak wiecie nie jest w najlepszym stanie ponieważ choruje m.in na cukrzyce. Czym jest to "coś"? Otóż przedstawię Wam dziś moje wiadomości na temat wrotyczu. Jeśli borykacie się z problemami skóry takimi jak łuszczyca, atopowe zapalenie skóry, trądzik, czy ekstremalnie sucha skóra zapraszam do przeczytania tego wpisu.


Na początek kilka informacji teoretycznych. Wrotycz jest rośliną wieloletnią, silnie pachnącą o nieco kamforowym smaku. Kwitnie od lipca co września. Teraz mamy końcówkę września i być może będzie Wam ciężko znaleźć świeży wrotycz, ale bez problemu znajdziecie go w sklepach zielarskich. Mi udało się np. kupić zasuszony i zmielony kwiat wrotyczu. Świeży wrotycz jest rośliną na długiej zielonej łodydze z żółtym kwiatem. Możecie go zobaczyć na zdjęciu wyżej.

Wrotycz występuje masowo na polach, łąkach i przy drogach. Ma dosłownie milion zastosowań. Ja zwykle nie wierze w produkty, która działają praktycznie na wszystko, ale nie wiem jak to jest w przypadku wrotyczu, bo znam tylko jego dobroczynne działanie na skórę.
Wrotycz i preparaty wrotyczowe pobudzają akcje serca, regulują miesiączkowanie, przynoszą ulgę w bólu głowy, brzucha, także podczas miesiączki. Przyspieszają leczenie odry, anginy i innych chorób zakaźnych. Działają napotnie i  przeciwgorączkowo.Hamują objawy łuszczycy, leczą zmiany trądzikowe, cofają obrzęki. Działają przeciwgorączkowo, przeciwwirusowo, wykrztuśnie, wzmacniająco. Przyjmując wrotycz wewnętrznie należy uważać, gdyż łatwo go przedawkować i uzależnić się od niego. Nie znam się na tym i skupie się tylko na tym co  przetestowała moja babcia, czy stosowanie wrotyczu  zewnętrznie. Należy też pamiętać, że wrotycz zakazany jest dla kobiet w ciąży i karmiących.

Przez ostatnie tygodnie, zbierałam dla mojej babci wrotycz. Używała świeżo zrywanego wortyczu, ale też suszyła go, aby móc z niego korzystać w okresie jesienno-zimowym, kiedy nie będzie go można zerwać.


Na skórze mojej babci tworzyły się suche miejsca z drobnymi rankami i pęcherzykami. Wszystko to zniknęło, gdy babcia zaczęła stosować wrotycz w taki oto sposób:
Dodawała do siebie 2 łyżki suszonego lub 3 gałązki świeżego wrotyczu i szklankę wody. Wszystko powinno się zagotować. Następnie powinno się to trzymać pod przykryciem przez jakiś czas. W tym czasie babcia przygotowywała gaze lub gaziki, które wkładała do przygotowanego płynu. Potem gaziki przykłada na wybrane miejsce i co chwile je zmieniała, aby były świeżo nasączone. Trwało to około 30 minut.
Sposób ten sprawdził się zarówno u mojej babci, jak i też u  jej koleżanki, która choruje na łuszczyce. Wydawała mnóstwo pieniędzy na wszelkie maści i leki, ale dopiero wrotycz przyniósł jej długotrwałą ulgę.

Podam Wam jeszcze dwa przepisy na to co można zrobić z wrotyczem, jeśli mamy problemy ze skórą. Nie testowała ich moja babcia, ale podobno są również skuteczne.
Oto przepis na nalewkę wortczową, którą możecie przecierać twarzy kiedy macie trądzik, lub może stać się składnikiem innych preparatów: 1 szklanka świeżego lub suchego wrotyczu, 250-300 ml alkoholu, to wszystko powinno się macerować przez 7 dni w zamkniętym i ciemnym słoju.
A oto przepis dla osób borykających się z łuszczycą: 3 łyżki maści nagietkowej, 1 łyżka nalewki wrotyczowej, 2 łyżeczki maści ichtiolowej, 1 łyżeczka maści propolisowej. To wszystko łączymy ze sobą i stosujemy na skórę.

I to wszystko co chciałam Wam przekazać na temat wrotyczu. Jak widzicie jest to coś co możecie mieć całkowicie za darmo. Nawet jeśli kupicie go w sklepie zielarskim nie kosztuje majątku. Bardzo pomógł mojej babci i będzie do niego wracać, jeśli problemy wrócą. Jeśli jesteście zainteresowani wrotyczem zachęcam do poczytania o nim w internecie, tam znajdziecie wiele innych przepisów, a także lepiej poznacie jego działanie.

Dajcie znać, czy spotkaliście się kiedyś z wrotyczem. A może stosujecie jakieś inne rośliny? Czekam na Wasze komentarze. ;)

wtorek, 17 września 2013

OOTD 4

Cześć!
Trochę mi smutno, że lato zbliża się ku końcowi, dlatego dziś zobaczycie strój z przewagą czerni. Ale żeby nie było zbyt nudno, czarna bluzka rozjaśniona jest błyszczącymi kamykami, a jeżeli chodzi o dodatki dominuje beż. To kolejna propozycja wygodnego, ale idealnego niemal na każdą okazję stroju.





Buty- schaffashoes.pl

 Bransoletka- Lilly
Torebka- No name

 Bluzka - No name
Spodnie- KappAhl
 Kolczyki- Rossmann

Co sądzicie o  takim stroju? ;)

środa, 11 września 2013

Emilka idzie na ślub swojej siostry.

Hej!
Bohaterka dzisiejszego wpisu to niesamowita kobieta, o której chętnie poświęciła bym całą serię na moim blogu! W skrócie to dziewczyna do tańca i do różańca. Na pewno kojarzycie jej uśmiechniętą buzię, ponieważ już po raz kolejny gości na moim blogu. To naprawdę sprawia mi ogromną radość. Nawet nie wiecie jak cieszy świadomość, że wracają do mnie osoby, które już wcześniej malowałam. To znak, że to co robię podoba się też innym. Muszę Wam powiedzieć, że ten miesiąc jest dla mnie naprawdę pracowity, bo zajętą mam każdą sobotę. To dodaje skrzydeł i napełnia pozytywną energią  Bardzo żałuje, że nie mogę pokazywać Wam wszystkich wykonywanych przeze mnie makijaży, ale czasem brakuje czasu na zdjęcia, a niektórzy po prostu nie chcą pokazywać się w internecie i ja to rozumiem.
Zdjęcia, które dziś Wam pokażę, mogły  w ogóle nie powstać. Emilka przyjechała do mnie z godzinnym opóźnieniem i miałyśmy naprawdę mało czasu na makijaż. Nie chce skłamać, ale było to chyba około 15 minut. Nawet nie śmiałam jej prosić o to, czy mogę zrobić kilka zdjęć. Ale Emilka sama uśmiechnęła się do pozowania i mimo braku czasu, pozwoliła mi to zrobić. Miałam dosłownie 2 minutki, ale myślę, że jest  co pokazywać. Zobaczcie sami!


Na buzię Emilki nałożyłam bazę rozświetlającą. Do tego podkład, odrobinę korektora po oczy, puder,  bronzer i rozświetlacz na policzki.


Na oczach mamy mieszankę fioletu, lawendy, srebra, brązu i błękitu. Do tego wyrazista kreska,  kępki sztucznych rzęs (zdążyłyśmy dokleić tylko dwie na każde oko) i maskara. Na ustach króluje trwała różowa szminka i błyszczyk.

 Efekt? Rozświetlona i promienna buzia. Zwrócenie uwagi na piękne oczy i delikatne podkreślenie ust, z których nie schodził uśmiech. Czyżby to oznaka zadowolenia? ;)

Emilko, jesteś cudowna i dziękuję, że po raz kolejny gościsz na moim blogu! ;*

A jak Wam podoba się makijaż?

poniedziałek, 9 września 2013

Ulubione kosmetyki mojej babci: Kosmetyki marki Mixa

Cześć!
Zapraszam na nową serię na moim blogu oraz kanale pt. "Ulubione kosmetyki mojej babci". Idę za ciosem. Spodobała Wam się seria "Ulubione kosmetyki mojej mamy", więc postanowiłam stworzyć coś podobnego. Na yt oraz na blogach rzadko porusza się tematy związane z kosmetykami dla pań dojrzałych i mam nadzieję, że moje serie nieco zapełnią tę lukę.
Moja babcia jest piękną kobietą po 70, która od zawsze lubiła dbać o swoją urodę. To również dzięki niej, interesuje się dziś kosmetykami i wszelkiego rodzaju sprawami urodowymi. Niestety obecnie ma problematyczną, bardzo suchą skórę, która potrzebuje solidnej dawki nawilżenia. Ma też skórę bardzo wrażliwą, prze co trudno jest jej dobrać dobre i skuteczne kosmetyki. Ma na to też wpływ cukrzyca, na którą choruje. Jakiś czas temu postanowiła spróbować kosmetków marki Mixa i okazało się, że był to dobry wybór. Dziś przekażę Wam opinię mojej babci, dotyczącą kosmetyków, których używa. Po części będzie to też opinia moja i mojej mamy, bo niektóre z tych produktów są używane również przez nas.

Kosmetyki marki Mixa pochodzą z Francji. Ich masowa produkcja rozpoczęła się w 1924 roku. Od roku 2013 kosmetyki te dostępne są w Polsce w sklepach Rossman. Marka specjalizuje się w kosmetykach dla niemowląt i osób ze skórą wrażliwą. Od jakiegoś czasu jest bardzo mocno reklamowana i wyskakuje do nas dosłownie zewsząd, co może spowodować, że wiele z nas się do niej zrazi. Tak naprawdę są to produkty, które warto wypróbować, a zachęca do tego fakt, że często można jest kupić w promocyjnych cenach. A co do reklam... cóż Mixa należy do L'oreala, a L'oreal może sobie pozwolić na drogą kampanię reklamową. Aha i jeszcze coś dla miłośniczek sprawdzania składów kosmetyków. Ja co prawda przesadnie się w to nie wgłębiam, ale skład tych kosmetyków jest dość dobry, choć nie idealny.



Mixa, Krem do rąk, Intensywne odżywienie, sucha i bardzo sucha skóra dłoni-  krem zawiera glicerynę i alantoinę. Kosztuje około 15 złotych i stosuje go zarówno moja babcia, mama jak i ja. Krem ma przyjemną i łatwo rozprowadzającą się konsystencję, która szybko się wchłania. Bardzo dobrze i długotrwale nawilża i odżywia skórę, dba również o o okolice w okół paznokci. Myślę, że dobrze spisze się  u mnie w zimie, kiedy będę potrzebowała solidnej dawki nawilżenia dla swoich dłoni.

Mixa, Bogaty krem nawilżający 24 h, przeciw przesuszeniu, skóra bardzo sucha - moja babcia uwielbia ten krem, ponieważ użyty rano pozostawia jej skórę nawilżoną przez cały dzień. Zwykle kremy nawilżające dawały jej ulgę przez 2 -3 godziny, po czym skóra zaczynała być ściągnięta i sucha. W przypadku tego krem nawilżenie jest długotrwałe. Krem bardzo ładnie się wchłania i przy codziennym używaniu sprawia, że buzia jest miękka, promienna, świetnie nawilżona, a zmarszczki są mniej widoczne. Po używaniu tego kremu stan cery mojej babci znaczącą się poprawił. Kosztuje około 19 złotych.

Mixa, Krem na suche strefy, Regeneracja, Łokcie- kolana - pięty - to kolejny produkt , który używa i moja babcia i mama i ja. U każdej z nas sprawdza się bardzo dobrze i rzeczywiście na długo regeneruje i nawilża suche miejsca. Ma gęstą i zbitą konsystencje, która łatwo się rozsmarowuje. Kosztuje około 15 złotych.

Mixa, Tonik do demakijażu, przeciw przesuszeniu, skóra sucha- w tej chwili moja babcia rzadko się maluje, dlatego tonik służy jej do codziennego odświeżenia, oczyszczenia i tonizowania twarzy. Jest bardzo delikatny, dlatego można nim przecierać również okolice oczu. Działa łagodząco i odświeżająco  i faktycznie sprawia, że skóra nie jest wysuszona. Kosztuje około 15- 16 złotych.

Mixa, Balsam co ciała, Regeneracja, skóra bardzo sucha i ekstremalnie sucha - jest to zdecydowanie ulubiony kosmetyk mojej babci, ze wszystkich produktów marki Mixa, który posiada. Również  ja i moja mama bardzo go lubimy. Kosztuje powyżej 20 złotych i zamknięty jest  w 400 ml opakowaniu z pompką. Jego używanie jest łatwe i przyjemnie, a lekka konsystencja tylko to potwierdza. Po jego użyciu skóra jest pięknie nawilżona, miękka i wygląda na zdrową. Co najważniejsze jest to  długotrwały  efekt. Zapobiega łuszczeniu, czy tworzeniu się suchych miejsc, jest naprawdę rewelacyjny.

Przedstawiłam Wam krótko wszystkie kosmetyki marki Mixa, które używa moja babcia. I zarówna ja, babcia jak i mama gorąco je polecamy, bo naprawdę się sprawdzają. Polecam je szczególnie dla osób z bardzo suchą i problematyczną skórą. Warto spróbować i korzystać z promocji, aby kupić je taniej. Szczególnie zachęcam do wypróbowania Balsamu Regenrującego.

Dajcie mi znać, czy podoba Wam się tego typu seria i czy chcecie więcej. Podzielcie się też Waszymi opiniami, dotyczącymi kosmetyków marki Mixa. Przesyłam buziaki, pa! ;*

środa, 4 września 2013

Pierre Rene, Sand Effect, numer 11, czyli pokruszony diament na moich paznokciach + wyniki konkursu

Hej ;)
Kilka miesięcy temu w świecie lakierów do paznokci, zrobiło się głośno o nowych produktach, które dają efekt "piaskowego manicure". Z początku nie specjalnie mnie to zainteresowało. Wszystko zmieniło się trzy tygodnie temu, kiedy kupiłam swój pierwszy lakier, która nadaje  paznokciom oryginalny wygląd. Jedni nazywają go efektem odbitej na paznokciach pościeli, inni pokruszonym pyłkiem lub niedbałym manicurem. Myślę, że wszystko to zależy od wyboru rodzaju piaskowego lakieru. Mi najbardziej podobają się te, które mają w sobie drobinki  brokatu. Sama wybrałam lakier w kolorze srebrnym, który daje efekt pokruszonego diamentu. Zobaczcie  sami!


Lakier kosztował 9 złotych i 99 gorszy ;). Występuję w 11 kolorach od odcieni miętowych, po róże, zielenie i czerwienie. Ja wybrałam lakier  o numerze 11, czyli srebrny.



Aplikacja jest bardzo łatwa  i szybka. Wystarczą dwie warstwy, aby dokładnie pokryć paznokieć. Lakier szybko schnie i nie odpryskuje. Wytrzymuje na paznokciach w dobrym stanie do około tygodnia.


Myślałam, że jego zmycie będzie istna katorgą, ale okazało naprawdę łatwe. Wystarczy  nasączony w zmywaczu wacik przyłożyć na kilka sekund do paznokcia, a następnie lekko potrzeć. Lakier szybko znika z paznokci.


Ilekroć miałam go na swoich paznokciach, słyszałam wiele komplementów. Uważam, ze prezentuje się bardzo łanie, a co najważniejsze jest trwały i w krótkim czasie, tworzy na paznokciach coś efektownego.  ;)

Podoba Wam się taki efekt? ;)

17 sierpnia, mój blog obchodził swoje drugie urodziny. Z tej okazji postanowiłam zorganizować konkurs.Większość z Was chyba nie do końca mnie zrozumiała i przesłała swoje zgłoszenia na  pocztę. Mimo iż prosiłam o odpowiedzi pod konkursowym postem, postanowiłam uznać również te, które dostałam mejlem. Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie za piękne i motywujące do dalszej pracy słowa. Mogłam wybrać tylko dwóch zwycięzców, a są nimi......

 Pierwsze miejsce zajęła.....  anielka 
Drugie miejsce zajęła..... deedee_1

Gratuluję! ;)